Praca jest wszystkim, co mi obecnie pozostało w moim życiu i tylko ona trzyma mnie jeszcze przy zdrowych zmysłach. Do niedawna byłem szczęśliwym mężem cudownej żony i właścicielem pięknego mieszkania w centrum Łodzi, a teraz zostałem z niczym. Żona odeszła ode mnie do innego mężczyzny i zabrała ze sobą połowę mieszkania, które zgodnie zgodziliśmy się sprzedać i podzielić otrzymaną kwotę na połowę. Gdyby nie stanowisko kierownika, kierownik zespołu handlowców Łódź, jakie zajmuję w pewnej prężnie rozwijającej się firmie, już dawno rzuciłbym się z jakiegoś mostu lub zapił na śmierć. Na szczęście są jeszcze ludzie na tym świecie, dla których coś znaczę i tymi ludźmi są moi podwładni. Od kiedy przeżyłem rozwód i przeprowadziłem się z powrotem do rodziców, pracy poświęcam niemal wszystkie wolne chwile, których jest całkiem sporo. Od dwóch miesięcy cierpię na chroniczną bezsenność, a nieprzespane godziny wykorzystuję na doszlifowywanie planów sprzedażowych, tworzenie analiz i kreowanie nowych polityk sprzedażowych, mających na celu zwiększenie efektywności pracy mojego zespołu. Od chwili rozstania z żoną w pracy idzie mi lepiej niż zwykle, a prezes firmy zaczął coś przebąkiwać o moim awansie.
Gdybym miał nie pracować tylko siedzieć na kanapie i wpatrywać się w sufit, dość szybko popadłbym w depresję i opadł z sił. Obowiązki zawodowe sprawiają, że nie myślę o zawodzie miłosnym, tylko skupiam się na realizacji sprzedażowych działań. Praca jest moim antidotum na złamane serce.